Pocałunek – z cyklu „Okiem malkontenta”

2
1774

Okiem malkontenta

Pocałunek

        Mój kolega z Niemiec przysłał mi powyższe zdjęcie opatrzone komentarzem: „Niech mi ktoś powie, czy to jest normalny kraj?” Tym mnie bardzo zbulwersował, bo przecież znamy się od dawna (początek lat 70.), a od tej strony go nie znałem. On! – siedząc sobie wygodnie na tym „zgniłym” Zachodzie, przesiąknięty niemiecką propagandą chce się wypowiadać o naszym kraju? Bazuje pewnie na informacjach pozyskanych z jakichś lewackich źródeł. Sam czuję się trochę winny, bo kiedy wpada do nas, bierze ode mnie paczkę egzemplarzy „Polityki”, które obiecuje otwierać tylko na „posiedzeniach”. Miałem nadzieję, że tak robi rzeczywiście, nie wziąłem jednak pod uwagę, że pismo to drukują na śliskim papierze. Stąd mogę podejrzewać, że jednak je czyta. Zatem wypaczenia obserwowane w naszym kraju w jego ocenie mogą być wynikiem tej lektury.

Co do wątpliwości zawartych w komentarzu, to chciałbym przypomnieć, że Polska to katolicki, a zarazem demokratyczny kraj. Pod wodzą charyzmatycznego przywódcy, genialnego stratega, jest prowadzony do dobrobytu. On daje  pieniądze (plusy) biednym i bogatym, żeby było konstytucyjnie, a do tego obniża podatki. Działania takie są ze wszech miar pożądane, bo ceny rosną jak szalone i nikogo oprócz niego to nie obchodzi. Osiem lat zaniedbań poprzedniej ekipy naprawia już całą kadencję, a końca nie widać. Stąd musimy go wybrać na kolejną. Dwoi się i troi, żeby po nich posprzątać i zbudować kraj dobrobytu, a zarazem wyspę wolności w tej zapyziałej Europie opanowanej przez środowiska LGBT i innych bezbożników napływających i przypływających spoza granic UE. To przecież On odkrył i zwrócił uwagę, że ci „napływowi” są nosicielami wszelakiej maści pasożytów, pierwotniaków i chorób, jak cholera i  dezynteria, co mogłoby zagrozić zdrowiu naszego narodu. Tym samym uchronił nas od tej „zarazy”, z którą boryka się Zachód.

Konstytucja stanowi dla niego świętość, stąd niektóre zapisy w aktualnie obowiązującej, uchwalonej jeszcze przez postkomunistów wiążą mu ręce w reformowaniu kraju, ale daje radę. Niech no tylko wyborcy zapewnią mu większość sejmową, to nowa konstytucja zostanie uchwalona pierwszej nocy na pierwszym posiedzeniu, a do południa podpisana. Do tej pory udało mu się szczęśliwie wiele z tych konstytucyjnych zapisów złamać lub ominąć. Jednak nic szczególnego z tego powodu się nie stało, chociaż rachityczna opozycja coś tam marudziła. Z marszu zaradzał temu nieodżałowany marszałek Kuchciński, który znał się na rzeczy i zamykał gęby sejmowej opozycji wyłączając mikrofony. Skracał tym samym czas wypowiedzi do kilkudziesięciu sekund. Czas naglił, a gadanie mniejszości i tak byłoby bezsensowne. Tym samym sprawność procedowania była o wiele skuteczniejsza. Najbardziej niesfornym nawet nakładał dotkliwe kary finansowe, które nie przeszkadzały im dręczyć marszałka swoimi głupimi wywodami. Nareszcie ktoś im pokazał, gdzie ich miejsce. 

Szkoda, że tak zasłużonego człowieka, bez którego wiele ustaw należałoby długo procedować słuchając głupich uwag opozycji zdecydował się usunąć. Zaznaczył jednak, że marszałek jest niewinny, bo jego latanie odbywało się zgodnie z prawem. To lud tak chciał (prawdopodobnie otumaniony propagandą opozycji), a władza wsłuchuje się w głos ludu. To pociągnięcie genialnego stratega było na miarę Piłata XXI wieku. Comiesięczne loty premiera na mszę do Krakowa przez cały okres jego kadencji zostały przełknięte przez suwerena bez popijania. Pewnie zostały zaliczone do podróży w ramach działalności służbowej. Gdyby znalazł się jakiś wyznawca Prezesa zniesmaczony tymi zdarzeniami, to pragnę przypomnieć, że nawet grzesznicy potrafią odkupić swoje winy. W tym przypadku hojne dary liczone w milionach popłynęły do Ojca Dyrektora, co z pewnością powinno złagodzić tę niezręczność Prezesa.

Ostatnio nasz przywódca trochę podupadł na zdrowiu. Czeka go operacja kolana nadwyrężonego prawdopodobnie przez chodzenie po drabinie. Odwlekał termin zabiegu z powodu bardzo ważnej kampanii wyborczej, której wynik mógłby zaważyć na losach narodu, gdyby wybory (co nie daj Boże) wygrali postkomuniści. To jest przykład bezgranicznego patriotyzmu cechującego naszego przywódcę. Do tego jeszcze zabieg na kolanie przeprowadzony zostanie w prywatnej klinice. Zrozumiałe, że nie wierzy w jakość i skuteczność publicznej służby zdrowia „rozwalonej” przez rządy poprzedniej ekipy. Do tej pory nie udało się jej poskładać. Utrzymywanie „status quo” i zwalanie winy na poprzedników wydatnie pomaga w kreowaniu swojej naprawczej misji. 

Mając na uwadze dorobek naszego przywódcy w kształtowaniu państwa, nie należy odbierać gestu kobiety całującej rękę Prezesa jako aktu wiernopoddańczego, ale uwielbienia. Mało już na świecie takich przywódców, którzy dobro narodu, rodziny i każdego obywatela z osobna stawiają za cel swojej misji. Trzeba też zwrócić uwagę na ogromny szacunek Prezesa do kobiet. Wyraża to słowem i gestem (kobietę zawsze całuje w rękę). Łza mi się w oku zakręciła widząc go schodzącego z mównicy po przemówieniu na konwencji wyborczej w Lublinie, kiedy to całował szpaler kobiet w rękę podnosząc każdą dłoń do swoich ust. Obawiam się, że w ten sposób może doznać kiedyś kontuzji stawu łokciowego. Gdyby zaś, jak zasady savoir-vivre’u przewidują – schylał się do każdej dłoni, to przy jego wrażliwym organizmie uraz kręgosłupa byłby do przewidzenia. Można by w zasadzie modyfikować ustawki do takich pokazów (kobiety wyznaczone do całowania w rękę wyciągałyby je przed siebie na właściwą wysokość). Mogłoby to jednak wyglądać dość groteskowo, ale kto to wie, co przyniesie druga kadencja?

Jan Psota

Ps.1: Zosia, jako pierwsze ogniwo „tonujące” treść moich artykułów zauważyła: „Oj, „Pegasus” cię dopadnie”. Dlaczego, pytam. Przecież wicepremier Sasin zapewnił, że mający czyste sumienie mogą spać spokojnie. Zatem liczę na wirtualną wyrozumiałość Pegasusa.

Ps.2: Dedykuję ten artykuł mojemu szanownemu koledze, który ciągle ma do mnie pretensje, że „jadę po PiS-ie” nie ujawniając „dorzynania watahy” Sikorskiego i tym podobnych tekstów z minionych lat. Powyższy artykuł powinien go zadowolić, bo ujawnia (wyłącznie moim zdaniem) działania naszego „batiuszki”, który ma plan doprowadzenia Polski do dobrobytu.

Ustawowe podnoszenie płacy do poziomu unijnego, dobrobytu nam nie zapewni. Ale jakie to piękne! Każdy by tak chciał, ale niestety – zostałem emerytem. Szczęśliwy los nie dał mi jeszcze wózka, bo wtedy naprawdę miałbym przechlapane.

 

2 KOMENTARZE

  1. Dzisiaj (16 września) przeczytałem w sieci: „Bliski współpracownik prezesa Radosław Fogiel zdradził, że prezes PiS czeka w kolejce na zabieg w państwowej placówce już niemal półtora roku”. To prawdziwy skandal, żeby naszego przywódcę traktować jak zwykłego obywatela.

  2. Przed chwilą, o 21:16 w sobotę 28 września telefonicznie dowiedziałem się od mojego szanownego kolegi, że moja pisanina to jest „Sok z buraka”, a wszystko przepisałem z Gazety Wyborczej. To, że do Wyborczej zaglądam (czego się nie wstydzę), to fakt. Ale nie wiedziałem, że istnieje jakiś „Sok z buraka”. Cieszę się zatem, że ten „Sok z buraka” podziela moje poglądy … Życzę zatem mojemu znajomemu pisowcowi zdrówka! Dziwi mnie jednak to, że żaden zajadły „pisowiec” nie skomentuje moich tekstów oficjalnie, ujawniając swoje dane osobowe. Ja się podpisuję pod swoimi poglądami, stąd życzyłbym sobie odzewu na temat oficjalnie, nie tylko poprzez pocztę e-mailową, czy osobiście. Pisowskie władze rżną naród bez przykrywki. Dlaczego zatem ich wyznawcy wolą się czaić? Kogo się boją, skoro są w większości?

    Najważniejsze w tym wszystkim (w relacjach ze wspomnianym kolegą) jest to, że nasze odmienne poglądy polityczne nie wpływają w żaden sposób na współpracę techniczną w zakresie pozyskiwania energii słonecznej (i nie tylko). Najbardziej jednak zastanawia mnie to, że On Gazety Wyborczej na oczy nie widział, a mnie podejrzewa o jej kopiowanie…
    Do czego to Kurski doprowadził? Najlepszych moich kolegów sprowadził na manowce.