Polityczne „kryształy” – z cyklu „Okiem malkontenta”

0
1238

Polityczne „kryształy”

Kryształowy, niezatapialny, żelazny, godny zaufania (określeń wystarczyłoby na piękną litanię) znów wywinął numer władzy, która go powołała na stanowisko prezesa NIK. Miał to być „swój człowiek” i prawdopodobnie takim jest i pozostanie. Żadnej krzywdy jej nie robi, a że nie chce ulec namowom podania się do dymisji, to już jego „zbójnickie prawo”. Dymisja mogłaby okazać się pociągnięciem bardzo niezręcznym. Nienawistna opozycja widziałaby w tym przyznanie się do winy, a co gorsza, oczekiwałaby wyciągnięcia konsekwencji za ujawnione przekręty. Wprawdzie władza żadnej krzywdy Banasiowi nie pozwoliłaby zrobić, ale tak bezpiecznego stanowiska nie byłaby już w stanie mu zaoferować. Do tego mógłby powstać problem obsadzenia wakatu, bo kolejny „kryształ” musiałby zostać zaakceptowany przez senat.

Pierwszy obrońca Banasia przed opozycją – marszałek Karczewski też jest nieskazitelny. On nie pracuje, tylko służy ojczyźnie za niezłe pieniądze. Taki to z niego patriota. Nie tak dawno widział w Banasiu same kryształy, a teraz kombinuje nad sposobem jego usunięcia. Do zmiany zdania wynik kontroli odpowiednich służb nie był mu potrzebny, bo musiał go znać przed wyborem. Opinia publiczna? Wolne żarty. Władza nawet nie wie, że coś takiego istnieje. Nie zauważyłem, żeby się z nią liczyła. Straty wizerunkowe? Lud Kurskiego kupuje wszystko, jak leci. Skąd zatem ta zmiana stanowiska? Jakaś skrucha bo oficjalnie ujawniono przekręty? Powinien był wiedzieć, że to wszystko jest „jak ta substancja, co zawsze na wierzch wypływa” – niech użyję kabaretowego tekstu Jacka Fedorowicza.

Czy nie lepiej byłoby sprawy nie ruszać? Wiadomo przecież, że najlepszym celnikiem będzie były przemytnik. Śledząc karierę polityczną Banasia należałoby przyznać, że jest właściwym człowiekiem na to stanowisko. Pobożnym życzeniem byłoby jednak, żeby wykorzystując swoje umiejętności zajął się rzetelną kontrolą niezależnie od opcji i sympatii politycznych. Może tego się władza obawia? Takie obawy moim zdaniem są nieuzasadnione, bo od już od chwili objęcia stanowiska pokazał, kto tu rządzi stosując czystki kadrowe, łamiąc wszelkie przyjęte reguły postępowania i ustalone procedury. Po prostu – swój człowiek.

Kandydaci wystawieni i przegłosowani przez PiS do Trybunału Konstytucyjnego to też osoby najwyższej próby tryskające kulturą osobistą. Tu Prezes może na nich liczyć i się nie zawiedzie. Wprawdzie Pawłowicz nie startowała w wyborach chcąc odejść od polityki pod skrzydła Ojca Dyrektora, a Piotrowiczowi wyborcy powiedzieli NIE, jednak tak ważna instytucja powinna być obsadzona swoimi sprawdzonymi w akcji.

Pozostał jeszcze Senat. To tylko taka drobna przeszkoda na drodze od uchwalania ustaw po nocach do podpisywania ich do południa przez prezydenta. Zaraz po ogłoszeniu wyników PiS zabrał się do rozwiązywania problemu na swój sposób. Na początek protesty do Komisji Wyborczej. Wprawdzie wszystkie odrzucone, bo nieuzasadnione albo z błędami formalnymi, ale to nic. Może da się coś ugrać. „Tak dla ciekawości …”, jak podsumował to marszałek Terlecki. Niestety, nie wyszło. Kolejnym krokiem były próby przeciągnięcia kogokolwiek z opozycji na swoją stronę oferując profity w postaci stanowiska ministerialnego (w ofercie była służba zdrowia i sport). Nie udało się znaleźć nikogo, który chciałby odwrócić „kabot” na druga stronę narażając się na dosadne określenie „ciul” przez oszukanych wyborców. O wiele gorszą konsekwencją takiego kroku byłaby likwidacja jedynej blokady przed radosną i niczym nieskrępowaną twórczością ustawową PiS-u. To właśnie taki „kabociorz” miałby na sumieniu (pomijam zdanie jego wyborców).

Zastanowić by się też należało nad etyką strony kaperującej. Mając w ustach frazesy na temat demokracji nie liczą się ze zdaniem połowy wyborców. Po prostu cel uświęca środki. Pojęcie czystej gry nie istnieje. Nie ma dyskusji. Liczy się tylko moje zdanie. Trzeba opanować i podporządkować sobie wszystkie instytucje obsadzając je swoimi ludźmi. Fachowość nie ma znaczenia. Ma być swój i zdyscyplinowany. Poniekąd słusznie, bo co by to było, gdyby przykładowo zabrakło dyscypliny partyjnej podczas głosowań w sejmie? W sposób niekontrolowany ustawy mogłyby zostać blokowane, bo posłowie staliby się osobami myślącymi, a nie przysypiającymi maszynkami do głosowania za spore pieniądze.

Jan Psota