Czy to jeszcze Sejm?… – z cyklu „Okiem malkontenta”

0
1200

Czy to jeszcze Sejm?…

Wiceminister Gowin wychylił się nieopatrznie z propozycją zmiany w Konstytucji dotyczącej wydłużenia kadencji prezydenckiej do lat siedmiu bez możliwości ubiegania się o reelekcję. Uzasadniał to faktem, że skoro rządzący nie chcą wprowadzić stanu nadzwyczajnego, a wybory w maju nie mogą się odbyć, to jedynym rozwiązaniem zgodnym z prawem jest ww. zmiana. Jako że Prezes był przeciwnego zdania, wyjściem okazała się dymisja. Dał się tym samym poznać „na odchodnym” jako obrońca prawa i Konstytucji. Już kiedyś miewał nieśmiałe inklinacje w tym kierunku, kiedy to głosował za pisowskimi ustawami naruszającymi zapisy konstytucyjne i wcale się z tego nie cieszył.

Minister zdrowia Łukasz Szumowski nieśmiało przychylił się do propozycji przełożenia wyborów w formie tradycyjnej o 2 lata ze względu na zdrowie, zaś gdyby nie było zgody parlamentu na ten eksperyment, zarekomendował głosowanie korespondencyjne jako bezpieczne z punktu widzenia medycznego. Można powiedzieć, że zdjął tym samym poważną odpowiedzialność z głowy Prezesa, który jak czołg prze do majowych wyborów. Taki odważny, nierozważny, czy nie chciał podzielić losu wiceministra? Załóżmy, że jako lekarz i do tego minister wie, co mówi. Jeżeli zaś to tylko presja i trzymanie się stołka, to miej nas Panie w swojej opiece.

Aktualnie ustawa o głosowaniu korespondencyjnym znajduje się w Senacie. Kiedy wróci do Sejmu trzeba będzie przegłosować odrzucenie wszystkich senackich poprawek, bo czasu będzie mało nawet na czytanie. Wszystko powinno pójść sprawnie, bo zdalne głosowanie elektroniczne zgodnie z naprędce skleconą uchwałą zmieniającą regulamin prac sejmowych przećwiczono już głosując nad „Tarczą antykryzysową 2”. Nie obyło się bez wpadek „na rozruchu”. Jednym głosy zaliczało, innym nie, ale ustawa przeszła, więc nie ma się o co szarpać.

W taki oto prosty sposób „kwiat” narodu zabezpieczył się przed koronawirusem. Opuścił salę plenarną chowając się w komisjach po kanciapach budynku sejmowego i nie tylko. Widok przypominał wnętrza kościołów w okresie minionych świąt. Właściwie wystarczyło pięć ostatnich lat, żeby zburzyć doszczętnie wizerunek SEJMU jako instytucji godnej najwyższego szacunku. Nie odważyłbym się porównać aktualnego prowadzenia obrad sejmowych do zebrania w wiejskiej remizie, bo tu chociaż bywa czasem głośno i chaotycznie, to głosów ludzi się wysłuchuje i na drażliwe pytania merytorycznie odpowiada. Niewyobrażalne jest również narzucenie zebranym własnych (jedynie słusznych) rozwiązań bez wysłuchania argumentów strony przeciwnej. Tak przynajmniej jest u nas, za to w Sejmie można odnieść wrażenie, że mniejszość opozycyjna jest tam absolutnie niepotrzebna. Jedynie przeszkadza i zajmuje cenny czas procedowania ograniczonego do czytania tekstów przygotowanych uchwał i przegłosowywania. Stąd marszałkowie wykorzystują środki przymusu regulaminowego „po uważaniu”, między innymi kary pieniężne, wyłączanie mikrofonów, nie dopuszczanie do głosu a nawet straż marszałkowską. Są jednak posłowie równiejsi wobec prawa, którzy poza wszelkim trybem mogą bezkarnie lżyć przeciwnika z mównicy sejmowej bez ograniczeń czasowych.

Kiedyś regulamin sejmowy przewidywał obradowanie i głosowanie przez posłów obecnych na sali plenarnej. Obrady były transmitowane w całości. Przecież nie po to społeczeństwo ich wybrało spośród siebie, żeby uprawiali radosną twórczość za zamkniętymi drzwiami. Od kiedy aktualna większość uczyniła z tego miejsca „prywatny folwark”, powaga Sejmu została sprowadzona do parteru.

Moim zdaniem w obecnych warunkach zwykłą farsą byłoby przegłosowywanie zmian w Konstytucji przy pomocy metod przez nią samą nieprzewidzianych. Dla rządzących nie ma to znaczenia, „dobra zmiana” musi być kontynuowana nawet po trupach. Głosowanie przecież można zrobić byle gdzie, byle jak i byle metodą. Liczy się skuteczność, czyli wynik właściwie policzony – przykład głosowania nad budżetem w sali kolumnowej. Majstrowanie przy ustawie zasadniczej za pomocą podobnych metod może jej nie wyjść na dobre. Społeczeństwo może zacząć traktować ją jak obecna władza z jej strażnikiem na czele.

Przegłosowane zmiany w regulaminie dotyczące możliwości głosowania elektronicznego dają naszym wybrańcom narodu wręcz nieograniczone możliwości działania. Szczęśliwie nie odrzucono poprawki Kukiza zamykającej ten proceder 31 czerwca br. Do tej pory wydawało się, że poseł powinien siedzieć na sali obrad, wypowiadać się na temat, pracować w komisjach nad jakością i poprawnością merytoryczną ustaw, głosować naciskając guzik i podnosząc rękę. Dla przegłosowania ważnej ustawy musiał się stawić, co czasem bywało kłopotliwe, kiedy przykładowo wygrzewał się na Bali. Tajemnicą poliszynela było, że pieniądze podatnika trwonione były nieraz na wyjazdy turystyczne (loty samolotem) pod przykrywką wyjazdów służbowych związanych z działalnością poselską w służbie narodu. Teraz może się okazać, że tylko Prezes ze swoimi „przyboczniakami” będzie procedował przy pustych ławach. Nie będzie musiał martwić się o wynik, bo każdy poseł będzie mógł zagłosować smartfonem z każdego końca globu. Co? Nie da się wyjechać? Dobra, dobra! Wystarczy założyć odpowiednią maskę, a wszystkie drzwi i cmentarze staną otworem. 

System prawdopodobnie trzeba będzie jeszcze dopracować w szczegółach. Na wskazanie jednej z dziur wymyśliłem hipotetyczny przykład. Czując ducha wolności, kiedy kasa leci a na sali obrad siedzieć nie trzeba, niejeden poseł (posłanka) postanowi oderwać się od rzeczywistości i wyskoczyć do domu, hotelu, czy jeszcze w inne znajome sobie miejsca. Wyobraźmy sobie taką scenkę:

– Kochanie, zrobić ci kawę?
Bohater wymyślonego przykładu nawet oczu nie otwiera po upojnej nocy.
– Dzięki, chętnie się napiję.
Cichym dźwiękiem jęknął poselski smartfon pozostawiony w kuchni.
– Masz jakiegoś maila z Kancelarii Sejmu.
– Czego chcą?
– Zaraz. Niech otworzę – piszą naciśnij: ZA, PRZECIW, WSTRZYMUJĘ SIĘ.
– Naciśnij PRZECIW
– Załatwione.
– A co to było za głosowane? – w półśnie zapyta poseł.
– Za odrzuceniem poprawek Senatu.
– Chryste Panie! – skoczył na równe nogi – pewny dywanik a może nawet wywalenie
z partii.
– Nie desperuj, Prezes potrzebuje głosów, nie wywalą cię. Może tylko każe marszałkowi
rąbnąć ci po kieszeni, chociaż to też wątpliwe, bo swoich tak nie stawiają do pionu. A poza tym,
tacy mądrzy, a nie potrafią ustawić wam tylko jednego właściwego guzika. Wtedy
w każdych warunkach, nawet przy najgorszym kacu wszyscy byście poprawnie
głosowali.
– To byłoby ograniczeniem wolności sumienia i złamaniem regulaminu …
– Nie ściemniaj. Nie takie rzeczy robicie oficjalnie.
– Masz rację. Wspomnę o tym prezesowi.

Jan Psota