Rozterki prezydenta – felieton z cyklu „Okiem malkontenta”

1
1650

Rozterki prezydenta

           Po tygodniu ulicznych protestów kobiet prezydent nareszcie zabrał głos. Odniósł się do kontrowersyjnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który te protesty wzniecił. Był bardzo zasmucony sytuacją ale zaznaczył, że rozumie protestujące kobiety. Przypomniał jednak, że jest przeciwnikiem aborcji eugenicznej, a z wyroku Trybunału uznającego ten zabieg za niezgodny z Konstytucją RP był rzeczywiście zadowolony. Zatem kobiety protestujące mogą cieszyć się „zrozumieniem” z jego strony.

Wyrok ten zniszczył 27-(23)-letni ustawowy kompromis aborcyjny, którego nawet śp. Lech Kaczyński radził nie ruszać, bo próby zmian w tym temacie kolidowałyby z zapisami konstytucyjnymi powstałymi 4 lata później.

Prezydent podkreślił, że obowiązujący do tej pory przepis pozostawał w „ogromnej niezgodności z Konstytucją”. Trybunał zatem nie mógł orzec inaczej. Zgoda, ale czy Trybunał po 23 latach funkcjonowania tej niezgodności musiał go zakwestionować właśnie teraz? W dobie szalejącej pandemii? Moment nie był przypadkowy. Wiadomo było, że taki wyrok spotka się z ogromnymi protestami, które mogłyby wpłynąć na wynik ostatnich wyborów parlamentarnych, a nawet prezydenckich. Na to „genialny strateg” nie mógł sobie pozwolić. Kiedy jedno i drugie było już „w kieszeni”, wybrał moment doskonały. Obostrzenia związane z pandemią miały skutecznie przygasić spodziewane niezadowolenie społeczne demonstrowane w przestrzeniach publicznych. Stało się jednak inaczej. Minął tydzień a protestom nie ma końca.

Czy prezes – wicepremier od całego rządu, a głównie od resortów siłowych miał jakiś „plan B” na taką sytuację. Nie potrzebował, bo podczas takich spontanicznych demonstracji zawsze znajdą się jacyś wandale, którzy „muszą” okazyjnie coś zniszczyć, bo trudniej takich złapać, a wina i tak będzie po stronie demonstrantów. Wystarczyło opisać farbą elewacje kilku kościołów, zakłócić nabożeństwa, rozbić szyby w przypadkowych biurach poselskich posłów PiS. Straty wizerunkowe akcji protestacyjnej są wysokie w porównaniu ze stratami materialnymi (o ile to można porównywać). Dało to pretekst naszemu przywódcy narodu do wezwania członków swojej partii do obrony polskiego Kościoła i ochrony samych kościołów, bo atak na Kościół jest atakiem na Polskę. Narodowcom i kibolom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu „poczuli krew” i tłumnie stanęli przed kościołami. Od tego jest policja – przebąkiwali co odważniejsi.

Za to prezydent chce potraktować sprawę kobiet poważnie, jak powiedział. Proponuje przygotować rozwiązanie ustawowe, które uspokoi nastroje uczciwie podchodzących do sprawy (co to ma znaczyć, nie wyjaśnił). To jest jego zdaniem obowiązkiem władz. Czyżby zapomniał, że mleko się rozlało? Każda ustawa próbująca przywrócić (choćby częściowo) kompromis aborcyjny będzie niezgodna z Konstytucją. Znów proponuje jej łamanie? Czyżby „w uczciwych zamiarach”? Może jakaś empatia w stosunku do kobiet zmuszonych ustawowo do rodzenia niepełnosprawnych dzieci go naszła? Nie angażując się w przygotowanie ustawy Kościoła bać się nie musi. Wypadnie mu jednak podpisać (gdyby powstała). Mnie zastanawia jednak, co prezydent miał na myśli mówiąc o rozwiązaniu ustawowym uspokajającym nastroje.

Jan Psota

Ps.: Okazuje się, że sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Nie zdążyłem jeszcze na spokojnie przeczytać artykułu w celu wprowadzenia poprawek, a tu kolejna „bomba”. Prezydent sam zdążył napisać ustawę uspokajającą nastroje i przesłać ją do sejmu. Widocznie zlecenie władzom jej napisania nie wyszło, a czas naglił. Ostatecznie jest prawnikiem, więc sprecyzowanie takowej nie stanowiło dla niego problemu nawet na kolanie. To nie jest żadna złośliwość, bo znając matematykę, fizykę i elektrotechnikę sam „z marszu” jeszcze teraz mógłbym prowadzić lekcje (wykłady) z tych przedmiotów.

On jednak dotyka tematów na których się nie zna. Jego wiek i wykształcenie prawnicze nie kwalifikują go do grupy społecznej, która przynajmniej w szkole uczyła się „Nauki o człowieku” (lata 60.) Papier z zaliczonych kursów (może być), ale ilość głosów wyborczych nawet bliska 100% nie stanowi o znajomości wszystkiego. Problem zaś bywa nieraz na tyle skomplikowany, że wymaga czasu i pracy wielu fachowców z różnych dziedzin. Tak powinno być tu i teraz. On jednak (sam!?) sporządza projekt ustawy?!

Jedno jest pewne. Zapis konstytucyjny i jego interpretacja powinny być jednoznaczne. Każda ustawa próbująca to zmienić będzie niekonstytucyjna. Zatem kombinacja ustawowa naszego prezydenta jest tylko biciem piany w celu zamydlenia oczu.

Ps2.: Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, powrót do tzw. kompromisu jest w świetle prawa niemożliwy. Chciałbym jednak uściślić pojęcia terminowe w nazewnictwie tematu. Jeżeli ustawa weszła w życie w 1993, a konstytucja w 1997, to kolizja zapisów powinna moim zdaniem liczyć się właśnie od 1997. Dlaczego, zatem wszędzie mówi się o 27-letnim kompromisie, a nie o 23-letnim?

„I to by było na tyle”, jak mawiał (nieodżałowany) śp. profesor Jan Tadeusz Stanisławski!

 

 

 

 

1 KOMENTARZ