Okiem malkontenta

Inflacja

Cóż to takiego? Jak tu pisać o jej działaniu, skoro poprawnej definicji szeregowy człowiek nie przytoczy. Za to jej skutki objawiają się w wielu dziedzinach i dotyczą nieraz bardzo różnych zjawisk. Pojęcie inflacji pojawia się nawet w kosmologii, ale ten temat niewiele ma wspólnego ze zwykłym pieniądzem, z którym każdy powiąże wspomniany termin.

Podobno Google wszystko wiedzą, więc postanowiłem zapytać. W odpowiedzi czytam: „Kiedy dochodzi do inflacji, za tę samą kwotę można kupić coraz mniej.” Ale odkrywcze, za to krótko i zwięźle. Dla potwierdzenia dodam, że od 2016 r. chleb zdrożał dwukrotnie. Za to lokomotywy staniały, ktoś może odbić mi piłeczkę słowami piosenki.

Jako że niewiele na temat inflacji z tych rozważań wynika, postanowiłem drążyć temat. Któż może być lepiej zorientowany, jak nie minister od finansów? Zatem precyzuję pytanie do Google i trafiam do źródła szukanej informacji. Czytam i oczom nie wierzę. Moja, wprawdzie wątła wiedza na ten temat się sypnęła. Cóż, zakres ekonomii na uczelni technicznej nie był szeroki. Do tego była to ekonomia głębokiego socjalizmu z czasów gierkowskich, za to wszystko się zgadzało. Państwowe pożyczki szły na inwestycje, a ludzie pracowali na życie. Stypendium mi wystarczało na akademik i stołówkę, zaś braki finansowe uzupełniałem pracując w „Kajtku”.

Teraz przytoczę wypowiedź ministra finansów Tadeusza Kościńskiego: „Inflacja, którą widzimy w Polsce, jest efektem splotu zdarzeń, na które nie ma wpływu ani rząd, ani NBP„. Wymienił m.in. pandemię, wzrost cen nośników energii, działania Gazpromu i politykę Komisji Europejskiej niezgodną z naszymi życzeniami. Myślałem, że dorzuci jeszcze Tuska, ale widocznie zapomniał.

Za to nasz premier 17 grudnia, w dniu głosowania ustawy budżetowej na rok 2022 równo „pojechał po bandzie”. Przypomniał po raz kolejny, że Platforma to jest obecna inflacja. To oni podnosili podatki. Teraz Unia znów szykuje podatki na mieszkania, na ciepło w kaloryferach i na paliwo. Kiedy ostatnio szalała inflacja, to co zrobił rząd PO? Nic. A my obniżamy podatki. Obniżamy VAT. Na wszystko mamy tarcze, które z powodzeniem wykorzystujemy. Za Platformy inflacja dochodziła do ponad 5 procent (teraz już mamy prawie 8 i ciągle rośnie, ale o tym nie wspomniał). To przecież Tusk przyjął ETS, który nic nie daje, a jest powodem drożyzny.

Przemówienie łapało za serce. Wyznawcom PiS-u z pewnością mocniej zabiło, wskazało i utwierdziło właściwy, jedynie słuszny kierunek wyborczy. Pewnie się nawet wzruszyli słysząc proste, zarazem mocne słowa poparte wymowną gestykulacją, jak to rząd dba o zwykłego człowieka. Z kolei myślącym realistycznie serce również mocniej zabiło przy okazji podchodząc do gardła. Rachityczna opozycja wprawdzie próbowała przerywać ten wywód nazywając jego słowa hipokryzją, ale premier kontynuował przy oklaskach prawicy. Tylko internauci w komentarzach nie pozostawili na nim suchej nitki.

Inflacja inflacją, ale jak ten wspomniany zwykły człowiek może się przed nią zabezpieczyć, kiedy dobrodziejstwo tarcz, czternastek, wszelakich plusów, zerowych VATów i innych ciągle „obniżanych” podatków oraz obietnic bez pokrycia już nie wystarczy? Władza przewidująco wcześniej o tym pomyślała znacząco podnosząc sobie pensje. „Te pieniądze przecież im się należały”. Za rządowym przykładem popartym stosowną ustawą ruszyły też samorządy, zwłaszcza te wyznające ideologię władzy w myśl zasady – po nas tylko potop.

Dla przykładu nasza RG też okazyjnie poszła za ciosem w ramach walki z galopującą inflacją. Przyznała sobie znaczące (podwojone) podwyżki diet i przegłosowała wysokość wynagrodzenia zasadniczego wójta prawie dwukrotnie (z 4,800 zł na 9,387 zł). Do tego dodatek funkcyjny w wys. 3,105 zł, dodatek specjalny, dodatek za wieloletnią pracę, nagrodę jubileuszową, dodatkowe wynagrodzenie roczne oraz odprawy. Nie zapomnieli też o wyrównaniu od 1 sierpnia, bo tak stanowi ustawa. Zanim radni przegłosowali swoje podwyżki, to dla zabezpieczenia stabilnego poziomu gminnego budżetu podnieśli mieszkańcom podatek od nieruchomości i środków transportu o 5 %. Moim zdaniem cosik oszczędnie poszli, bo prognozy inflacyjne na przyszły rok szacowane są na co najmniej 10%.

Z kolei radni pszowscy nie zgodzili się na podwyżki diet, a wynagrodzenie burmistrza wyrównano tylko do minimalnego pułapu. Uznali, że miasta na to nie stać. Ale krótkowzroczni. Mogli przecież jak nasi – podwyższyć podatki i po zawodach.

Jest jednak nadzieja na zwalczenie inflacji, cieszmy się. Oto Biden posyła Unii stado tankowców ze skroplonym gazem, bo Putin przykręca kurek na starym rurociągu licząc na szybsze „odpalenie” nowej nitki. My tam ruskiego gazu wprawdzie nie chcemy, ale Ukrainie wypadnie zań płacić, co nas bardzo martwi. Dziwię się, bo dysponując gazem katarskim, amerykańskim, a za niedługo norweskim, spokojnie będziemy mogli wykorzystać jamalską rurę do zasilenia Ukrainy. Ale też powinniśmy na tym zarobić po katolicku (jak się kiedyś mówiło), co powinno wpłynąć na zmniejszenie inflacji. Widząc spadek cen paliw na stacjach benzynowych po obniżeniu VAT, serce rośnie. Taniocha.

Jan Psota