Zasługi nie mają tu nic do rzeczy – z cyklu „Okiem malkontenta”

0
1370

Zasługi nie mają tu nic do rzeczy

       Zabawą w kotka i myszkę można by nazwać ciąg wydarzeń związanych z postawieniem pomnika ksa prałata Henryka Jankowskiego. Wydawałoby się, że problem związany z jego „pozakapłańską” posługą został pogrzebany razem z nim w 2010 roku. Jednak po dwóch latach postawiono mu pomnik, który od początku wzbudzał kontrowersje, jak i postać, której był poświęcony. Już w 2004 duchowny został pozbawiony funkcji proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku w związku z oskarżeniami o pedofilię.

Wzmożone ujawnianie przypadków molestowania nieletnich w KK w ostatnich latach na świecie i skuteczne dochodzenie sprawiedliwości spowodowało, że symbol w postaci pomnika zaczął „uwierać” poszkodowanych przez księdza. Akty wandalizmu (opisywanie, oblewanie farbą, obwieszanie dziecięcą bielizną, bucikami, strojem ministranta) zakończyły się zrzuceniem brązowego monumentu z cokołu 21 lutego na ułożone w tym celu opony. Sprawcy nielegalnej likwidacji starali się nie uszkodzić odlewu.

Czy to im zostanie „policzone” na plus? Raczej wątpię, bo tego typu działania pomimo tzw. równości wobec prawa o której tyle się słyszy z tub propagandowych rządu, raczej podlegają karaniu „po uważaniu”. Nie bierze się pod uwagę wykroczenia jako takiego, ale czy obiekt był słuszny, czy niesłuszny. Przykładowo pomnik zasłużonego dla Śląska Jerzego Ziętka prawdopodobnie można by zniszczyć bezkarnie (IPN przecież wydał opinię, że Jerzy Ziętek powinien zniknąć z przestrzeni publicznej), ale niech ktoś podniesie rękę na „Burego”, czy „Ognia”. Tam ludzie pamiętają wyczyny tych watażków, protestują, a władze godzą się na marsze narodowców i propagowanie haseł, które ich pomnikowi patroni stosowali w swoich działaniach.

Po dwóch dniach pomnik wrócił na swoje miejsce – też nielegalnie. Znów zostało zakłócone stosowanie pojęcia legalności. Można spróbować wytłumaczyć to tzw. „aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa”, który wg. Morawieckiego – ojca stoi ponad prawem. Ale znów trzeba by ustalić, który akt jest dobry. Ten burzący, czy ten budujący? Żeby znów nie doszło do podniesienia ręki na pomnik, zawiązał się komitet pilnujący obiektu po nocach. Nie jedyny to pomnik w Polsce wymagający ochrony przed suwerenem. Widocznie poprawianie historii kosztuje.

Czy nie byłoby prościej, taniej efektowniej i efektywniej budować takie pomniki, które ochrony nie wymagają? Wkomponowywać je w przestrzeń publiczną z jakimś rozmysłem, za zgodą prawa, bez kolizji z planem zagospodarowania, bez przekrętów w celu wyrwania kawałka placu na ten cel i koniecznie w konsultacji z suwerenem. Nie byłoby wtedy takiego kuriozum, jak konieczność ochrony pomników. Który decydent się zastanowił, ile pośmiertnej szkody wizerunkowej robi osobie którą stawia na pomniku niezależnie od tego, co sobą w życiu reprezentowała.

P.o. prezydenta Gdańska ujawniła, że „nie ma miejsca dla pomnika ks. Henryka Jankowskiego w przestrzeni publicznej Gdańska” i że „powinien być on usunięty zgodnie z prawem”. Poszła w swoich oświadczeniach jeszcze dalej – ma stanąć wniosek o odebranie księdzu honorowego obywatelstwa Gdańska, a nawet o zmianę nazwy skweru jego imienia. Chyba się zagalopowała, bo przykładowo (a są ich tysiące) – postawienie, czy powieszenie krzyża w przestrzeni publicznej nie stanowi problemu, zaś próba jego usunięcia po tym fakcie praktycznie niemożliwa.

Są jednak bezkarne wyjątki, bo Biedroniowi w swoim gabinecie się udało. Dotyczyło to jednak portretu JP II, który trafił do kościoła Mariackiego w Słupsku. Było zawiadomienie do prokuratury, że usuwając obraz prezydent Słupska znieważył św. Jana Pawła II i uraził uczucia religijne wiernych. Bezprawnie usunął ze swojego gabinetu wizerunek świętego, obiektu czci religijnej chronionego Kodeksem Karnym. Zawiadomienie złożył Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami i Przemocą Ryszarda Nowaka (do tej pory nawet nie wiedziałem, że takie coś istnieje). Na wszelki wypadek krzyży Biedroń już nie tykał.

Solidarnościowy przedstawiciel społecznego komitetu budowy pomnika stoi na stanowisku, że jakieś tam oskarżenia pod adresem księdza na cokole nie mogą przyćmić jego zasług (był przecież kapelanem „Solidarności”).

„Zasługi nie mają tu nic do rzeczy” powiedział Clint Eastwood strzelając do Gene Hackmana piastującego urząd szeryfa w filmie „Bez przebaczenia”. Trzeba jednak wziąć poprawkę – to był „Dziki Zachód”, a u nas kwitnie demokracja i nie ma miejsca na egzekucję prawa za pomocą rewolweru. Tu liczą się zasługi.

Przecież prokurator stanu wojennego skarżąc opozycjonistów też zasłużył na zasługi, a teraz służy prawicy i włos mu z głowy nie spadnie chociaż lewica mogłaby postulować – „On ci nasz, on ci nasz …”. W tym przypadku już się pogubiłem i przestaję kojarzyć, które zasługi są dobre, a które złe.

Pomniki zwykle buduje się „ku czci i ku pamięci”. Czas ich postawienia dokładnie odzwierciedla sytuację społeczno-polityczną właściwą temu okresowi. To jest przecież historia prawdziwa w kamieniu i brązie pisana. Likwidacja tych niewygodnych zakłóca ten zapis. Moim zdaniem, zamiast niszczyć niechciane pomniki, warto by je było przenosić w specjalnie wygospodarowane w tym celu miejsca. Stawiano by je dla porządku w datowanych alejkach z wyczerpującym opisem. Pozostałe po nich cokoły spokojnie można by zagospodarować dla nowych „świętych”. Czasem (gdyby to nowym inwestorom nie przeszkadzało) warto by dać tabliczkę z informacją, gdzie szukać poprzedniego „właściciela”.

Ps.:

Kto teraz pamięta Dzierżyńskiego, który zdobił plac Bankowy w Warszawie. Został zrzucony z cokołu ale się roztrzaskał, bo nie podłożyli mu opon, jak prałatowi. On też istniał i powinno się ku przestrodze dla potomnych o jego „zasługach” pamiętać. W takim skansenie pomników otrzymałby specjalną wizytówkę – ku pamięci i przestrodze!!!

Jan Psota